czwartek, 20 września 2012

"Pięćdziesiąt twarzy Greya" - E. L. James









"Pięćdziesiąt twarzy Greya" - E. L. James

Hipnotyczna, uzależniająca, iskrząca seksem i erotyką powieść, której nie sposób odłożyć.

Studentka literatury Anastasia Steele przeprowadza wywiad z młodym przedsiębiorcą Christianem Greyem. Niezwykle przystojny i błyskotliwy mężczyzna budzi w młodej dziewczynie szereg sprzecznych emocji. Fascynuje ją, onieśmiela, a nawet budzi strach. Przekonana, że ich spotkania nie należało do udanych, próbuje o nim zapomnieć – tyle że on zjawia się w sklepie, w którym Ana pracuje, i prosi o drugie spotkanie.

Młoda, niewinna dziewczyna wkrótce ze zdumieniem odkrywa, że pragnie tego mężczyzny. Że po raz pierwszy zaczyna rozumieć, czym jest pożądanie w swej najczystszej, pierwotnej postaci. Instynktownie czuje też, że nie jest w swej fascynacji osamotniona. Nie wie tylko, że Christian to człowiek opętany potrzebą sprawowania nad wszystkim kontroli i że pragnie jej na własnych warunkach…

Czy wiszący w powietrzu, pełen namiętności romans będzie początkiem końca czy obietnicą czegoś niezwykłego? Jaką tajemnicę skrywa przeszłość Christiana i jak wielką władzę mają drzemiące w nim demony?
 
źródło:  http://lubimyczytac.pl/ksiazka/146615/piecdziesiat-twarzy-greya

Broniłam się przed tą książką jak mogłam. Jeszcze w weekend rozmawiałam z przyjaciółką, że nie mam zamiaru na razie jej czytać. Lecz w poniedziałek trafiła się okazja żeby ją pożyczyć i co zrobiłam? Oczywiście zabrałam ją do domu i zaczęłam czytać

No nie powiem, początek to był szok. Nie wierzyłam, że cokolwiek może być tak źle napisane. Ubogi język, ogromna  ilością powtórzeń i słabe tłumaczenie.

Chyba nic mnie tak nie wkurzało podczas czytania jak polski przekład okrzyków Any typu: Jasny gwint, O rany albo O święty Barnabo. Czy naprawdę nie można było zastąpić tych zwrotów jakimś innymi? Wiem, że oryginalne Holy cow też nie jest zbyt trafne ale aż tak nie drażni. Mnie bardzo irytowało gdy autorka zaczynała tworzyć jakaś scenę, powoli budowała klimat i nagle w środku pocałunku dostajemy O Święty Barnabo i klimat pryskał momentalnie.

Pierwsze co zauważyłam po rozpoczęciu czytania to niesamowita ilość powtórzeń. Na pierwszych 12 stronach, wyrazy blondynka i piaskowiec powtórzyły się chyba z osiem razy. Podobnie było przy opisach. Wszystko było powalające, pożądliwe, Christian był przytłaczający a każdy orgazm to było rozpadanie się na kawałeczki . I tak w kółko. Jak autorka wpadła na jakieś słowo, które jej się spodobało wykorzystywała je do maksimum przy każdej nadarzającej się okazji.

Kolejną rzeczą, która psuła mi przyjemność z czytania to dyskusje Anastazji z jej  wewnętrzną boginią. Serio, to było coś czego nie mogłam ogarnąć. Jak tylko widziałam, że zbliżam się do fragmentu gdzie pojawia się bogini starałam się go ignorować. To były kolejne momenty które psuły klimat. Kompletnie mi to nie pasowało i drażniło gdy czytałam o tym, że wewnętrzna bogini wymachuje pomponami z radości, siedzi w pozycji kwiatu lotosu z odprężenia lub chowa się za kanapą ze strachu.

Również w głównym wątku było sporo niedorzeczności. Jak np. to, że Ana mając 21 lat nie wie kompletni nic o seksie lub jak to że Christian 27latek, ma miliony dolarów i własne samoloty. To ile miał lat jak zaczął je zarabiać? 15?? Można odnieść wrażenie, że Ana nie ma swoich ubrań gdyż ciągle chodzi w sukienkach pożyczonych od swojej współlokatorki albo to że mając przyjaciela fotografa Ana i Kate zastanawiały się kto im zrobi sesję zdjęciową Christiana.

Powszechnie wiadomo, że „Pięćdziesiąt twarzy Greya” pierwotnie było fanficiem inspirowanym przez sagę Zmierzch i chyba każdy kto zna serię Stephenie Meyer zauważył, że można to wyczuć na kilometr.  Książka Eriki Leonard to pikantniejsza wersja Zmierzchu. Ana tak samo jak Bella jest niezdarna, nieśmiała, nie ma poczucia własnej wartości, cały czas się zastanawia, czemu ktoś taki jak Christian wybrał właśnie ją. Christian to wypisz wymaluj Edward, z tym, ze jeden był wampirem a drugi ma dziwne upodobania seksualne. Ale obaj mają obsesję na punkcie kobiety w której się zakochali, chcą mieć ją tylko dla siebie i kontrolować na każdym kroku.  Ale podobieństwa nie sprowadzają się tylko do postaci lecz również do wydarzeń. Edward uratował Bellę przed pędzącym na nią samochodem, Christian Aną przed rowerzystą. Edward obronił Bellę przed napaścią zbirów w ciemnej uliczce, Christian Anę przed napaścią jej podpitego przyjaciela. Obaj kazali na początku swojej znajomości  trzymać się od nich z daleka aż w końcu sami doszli do wniosku, że nie potrafią tego zrobić. Również akcja książek dzieje się w tym samym stanie. To jest tylko kilka przykładów podobieństw  a można je mnożyć.

No i koniecznie trzeba wspomnieć o głównym powodzie z którego książka jest znana i który jest podstawą kampanii marketingowej. Mianowicie sceny erotyczne.  No nie wiem, może ludzie w Anglii są bardziej wrażliwi na tego typu rzeczy ale mnie tam nic szczególnie nie zbulwersowało. Dwoje ludzi uprawia seks i tyle. A że Christian ma wyobraźnię to i seks wygląda trochę inaczej niż w większości książek.  Naprawdę nie wiem co tam jest takiego gorszącego. Owszem, były ze dwa momenty gdzie pomyślałam, że to co robią nie jest fajne ale były to sytuacje marginalne.   

Tak więc pod względem stylistycznym i językowym książka mnie nie powaliła lecz jest w tym wszystkim pewne ale…im dalej czytałam, tym bardziej przyzwyczajałam się do tragicznego stylu i przestawałam przejmować się powtórzeniami, ignorowałam okrzyki Any i jej rozmowy z wewnętrzną boginią. Skoncentrowałam się na głównym wątku i w pewnym momencie złapałam się na tym, że książka mnie wciągnęła. I to bardzo.  
Okazało się, że zaczęłam czuć sympatię do bohaterów. Zarówno do Anastazji jak i do Christiana. Podobało mi się to, że Ana miała charakterek. Nie dała się stłamsić pragnącemu mieć kontrolę nad wszystkimi i wszystkim Christianowi. Potrafiła się mu postawić, drażnić się z nim, żartować. Powoli odkrywała jego delikatniejszą stronę.

Co do Christiana to zawsze miałam słabość do tajemniczych postaci z problemami więc było oczywiste że go polubię. Im ktoś dziwniejszy tym większa szansa że zostanie moim ulubionym bohaterem.

Wątkiem, który bardzo polubiłam to była wymiana maili między Aną a Christianem. Tak jak wspominała sama Ana, wtedy ujawniała się wesoła twarz Christiana i gdy czytałam wymianę ich korespondencji sama często miałam uśmiech na twarzy.

Lubiłam też ich rozmowy, powolne wyciąganie przez Anę szczegółów z przeszłości Christiana, jej drażnienie się z nim, podpuszczanie go. Momentami zachowywali się jak normalna para zakochanych ludzi.

Chcę jeszcze wspomnieć, że bardzo podoba mi się okładka książki. Ma w sobie coś tajemniczego i seksownego. Zupełnie jak Christian.

Nie da się ukryć, że „Pięćdziesiąt twarzy Greya” jest książką słabą. Od razu widać, że napisała ją amatorka nie mająca zbyt dużego pojęcia o pisaniu. Ale kurcze, wciągnęła mnie. Pozwoliła oderwać mi się od problemów, zaprzątnęła moje myśli całkowicie.

Cieszę się że ją przeczytałam, bo teraz przynajmniej mogę powiedzieć co mi się w niej podobało a co nie, a nie krytykować dla samego krytykowania, bo opluwanie tej książki jest teraz trendy a każdy komu się spodoba jest burakiem bez gusty literackiego.

A teraz jak najszybciej chcę się zaopatrzyć w drugą część serii o panu Grey żeby zobaczyć jak potoczyły się jego dalsze losy.    

10 komentarzy:

  1. Czytałam już kilka recenzji tej książki i wszyscy zwracają uwagę na tego świętego Barnabę. Ja nawet nie sięgam po Greya, bo jak słyszę o powtórzeniach, błędach i tłumaczeniu beznadziejnym to już boli mnie moje edytorskie serce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy zaczęłam czytać to nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać na te wszystkie powtórzenia i tłumaczenie. Ale póżniej jak się wkręciłam w akcję to poszło szybko. Ale zdaje sobie sprawę że co wrażliwsze osoby na poprawnośc literacką mogłyby tego nie zdierżyć :)

      Usuń
  2. A ja czytam drugi tom w oryginale, bo mimo tego, że Grey strasznie mnie irytował, to o dziwo jednocześnie zaciekawił :) A polskie tłumaczenie niestety jest bardzo kiepskie i ocenzurowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Z jednej strony książka jest irytuje a z drugiej ciężko się od niej oderwać. Ja już też się zabrałam za druga część. W oryginale zdecydowanie lepiej się czyta. Zwrot "Oh jeez" nie wkurza tak bardzo jak "Jasny gwint" albo "Kurka wodna" :)

      Usuń
  3. Fajnie, że opisujesz nie tylko jej wady, ale i dobre strony, ja mam w planie ją przeczytać i sama się przekonać czy mnie to kręci czy nie :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama byłam bardzo zdziwiona gdy po kilkudziesięciu stronach okazało się że książka ma nie tylko wady ale i zalety. I gdy zaczęłam się skupiać bardziej na tych drugich to naprawdę czytało mi się ją z przyjemnością.

      Usuń
  4. Czytałam same negatywne recenzje, ale chciałabym się jednak sama przekonać o jej wadach i zaletach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że najlepiej przekonać się samemu co się o tej książce myśli. Ja byłam negatywnie nastawiona i na początku faktycznie źle ją odbierałam ale w miarę jak akcja się rozwijała podobała mi się coraz bardziej.
      A teraz jestem świeżo po drugiej części, która zauroczyła mnie jeszcze bardziej.

      Usuń
  5. Zwykle też jestem zdania, że zanim ktoś się wypowie na jakiś temat, powinien się z daną rzeczą zapoznać, ale jakoś do tej książki podchodzę sceptycznie od kiedy tylko o niej usłyszałam. No cóż... tak to już jest, że zwykle coś, co zawiera jakąś dawkę erotyzmu jest promowane, chociaż niekoniecznie wartościowe. I dlatego nie byłam pewna, czy "50 twarzy..." warto przeczytać. Raczej tego nie zrobię, bo liczyłam bardziej na powieść ukazującą złożoność męskiej osobowości, dla którego dużą rolę odgrywa seks. Nastawiałam się na książkę o niewiernym mężczyźnie, który nie potrafi pogodzić uczuć i instynktu, który nie potrafi się określić. A tu taki klops... Chyba nie sięgnę. Może gdybym sobie prędzej nie wyobrażała niczego na temat tej pozycji, to bym sięgnęła, a tak muszę poczekać aż szum wokół niej przycichnie, ja trochę zapomnę i może dopiero wtedy.
    Swoją drogą, jeśli chodzi o te dziwne wyrażenia w polskim tłumaczeniu, to ciekawe, dlaczego na siłę to tłumaczyli? Mnie samej zdarza się jęknąć "O jeez..." a jestem Polką. Nasz język nie dysponuje chyba takimi krótkimi i trafnymi wykrzyknieniami, więc dlaczego nie można ich zapożyczyć? Na co dzień używa się wielu obcojęzycznych słów, mimo, że istnieją polskie odpowiedniki, dobrze oddające znaczenie danej rzeczy, więc dlaczego nie można było zostawić tych "jęknięć" w oryginalnej wersji?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. 50 Twarzy Greya to film na, który dlugo czekalam i nareszcie moge go obejrzec online z lektorem z ponizszego linku:

    http://tvcinema.pl/7/50-Twarzy-Greya-Ogladaj-Online/

    http://tvcinema.pl/10/50-Twarzy-Greya-Ogladaj-Online/

    http://tvcinema.pl/10/50-Twarzy-Greya-Ogladaj-Online/

    http://tvcinema.pl/7/50-Twarzy-Greya-Ogladaj-Online/

    http://tvcinema.pl/10/50-Twarzy-Greya-Ogladaj-Online/

    http://tvcinema.pl/7/50-Twarzy-Greya-Ogladaj-Online/

    http://tvcinema.pl/10/50-Twarzy-Greya-Ogladaj-Online/

    http://tvcinema.pl/7/50-Twarzy-Greya-Ogladaj-Online/

    http://tvcinema.pl/10/50-Twarzy-Greya-Ogladaj-Online/

    OdpowiedzUsuń