"A jeśli ciernie" - Virginia Cleo Andrews
Dalsze losy rodzeństwa, które spędziło dzieciństwo zamknięte na strychu przez okrutną matkę. Mijają lata. Cathy po swych małżeńskich perypetiach ma dwóch synów, Jory’ego i Barta. To oni opowiadają dalszą historię. Cathy i jej ukochany brat Chris żyją obecnie w związku i adoptują dziewczynkę. Tymczasem do domu obok wprowadza się pewna starsza pani, która interesuje się synami Cathy. Bart często ją odwiedza. Wkrótce dostaje od lokaja tajemniczy dziennik. Lektura zmienia chłopca nie do poznania...
źródło: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/141745/a-jesli-ciernie
Po powalających „Kwiatach na poddaszu” i średnich „Płatkach
na wietrze” przyszedł czas na przeczytanie trzeciej części serii Virginii
Andrews „A jeśli ciernie”. Niestety, książka mnie nie zachwyciła ani nie
powaliła. Faktem jest że przeczytałam ją w ciągu jednego dnia ale głównie
dlatego żeby przekonać się co autorka jest w stanie jeszcze wymyśleć.
Jak dla mnie pani Andrews zwyczajnie przekombinowała. Wymyśliła
i opisała tak niestworzone rzeczy że w pewnym momencie doszłam do wniosku, że
bardziej prawdopodobne było zamknięcie dzieci na dwa lata na poddaszu niż to co
działo się w „A jeśli ciernie”.
Wrażenia z czytania książki mogę podzielić na trzy etapy:
chaotyczny, interesujący i irytujący. Początek był niezwykle chaotyczny. Czasami
było brak płynnego przebiegu akcji i musiałam się zastanawiać skąd i jak właściwie doszło do
pewnych wydarzeń. Środkowe rozdziały
naprawdę mnie zainteresowały i były opisane w dosyć normalny i logiczny sposób. Natomiast ostatnie rozdziały, gdzie działy
się cuda niestworzone, zwyczajnie mnie irytowały i śmieszyły. Tyle nieszczęść,
tragedii, nienawiści , okrucieństwa i niestworzonych rzeczy już dawno nie
widziałam na kartkach jednej książki.
Średnio podobał mi się pomysł z tym, aby narratorami byłi
synowie Cathy, gdyż czasami dochodziło
do absurdalnych sytuacji gdzie w pokoju była Cathy z Chrisem i jeden z
chłopców, którego rodzice jakby w ogóle nie zauważali i jakby nigdy nic
rozmawiali o rzeczach, które przez lata starali się ukryć. Wolałabym żeby narracja
była podzielona również na Cathy, wtedy wszystkiego odnośnie jej wątków
dowiadywalibyśmy się z pierwszej ręki a nie z podsłuchiwanych rozmów.
Co do samych chłopców to też nie podobało mi się w jaki
sposób zostali przedstawieni. Jory – przystojny, utalentowany, zwinny, mądry,
grzeczny, miły. Tak idealny że aż mało realny. Właściwie nie miał żadnych wad.
Natomiast Bart to jego całkowite przeciwieństwo. Niezdarny, niegrzeczny,
krnąbrny, wszystkiego nienawidził i nie lubił, w dodatku autorka obdarzyła go
zaburzeniem, przez które nie odczuwał bólu.
Mimo tego, że Cathy i Chris zapewniali o tym, że kochają Barta to jednak bez problemów można było
wyczuć że zdecydowanie faworyzują Jorego.
Od początku było widać że Jory był synem idealnym i wymarzonym a Brat był
złem koniecznym, które trzeba znosić.
Dlatego nie dziwię się że gdy dzieciak znalazł kogoś kto się nim
szczerze zainteresował i dawał poczucie miłości, dał sobie zrobić pranie mózgu
i stał się małym psychopatą.
Nie rozumiem do końca po co autorka wprowadziła postać
Cindy, gdyż to dziecko nie wniosło do książki absolutnie nic. No chyba że w
kolejnej części książki będzie odgrywała jakąś większą rolę.
Mimo tego, że książka mnie nie powaliła, nie mogę odmówić
autorce tego, że potrafi tworzyć niesamowity klimat i mimo niestworzonych historii
sprawić że czytelnik nie może oderwać się od książki. Zwłaszcza na początku
czuje się ciągły niepokój, wszechogarniającą nienawiść i strach. Cały czas
towarzyszy przeczucie, że wcześniej czy później musi stać się coś strasznego.
Lecz w moim przypadku było tak tylko na początku bo gdy przyszło do
kulminacyjnych wydarzeń byłam bardziej zirytowana niż pełna napięcia.
Muszę też wspomnieć o okładce, która mnie zachwyciła. Według
mnie jest najładniejszą i najlepszą okładką ze wszystkich dotychczasowych
części serii.
Na pewno sięgnę po kolejny tom sagi ale będę sięgała po
niego z założeniem że będę czytała bajkę z lekką nutką niepokoju niż thriller,
który powali mnie tak jak powaliły „Kwiaty na poddaszu”.
na mojej półce leży dopiero pierwsza część. nie wiem kiedy w końcu ją przeczytam i sięgnę po następne tomy :)
OdpowiedzUsuńPierwszy tom jest niesamowity! Przez bardzo długi czas nie mogłam go wyrzucić z głowy. Bardzo, ale to baaaaardzo polecam!
UsuńSzkoda, że widać tu tendencję zniżkową formy, bo tak jak wspomniałam, mam ochotę przeczytać cały cykl, a opinia nie jest raczej zachęcająca. Cóż, zacznę od "Kwiatów...", a potem się zobaczy :)
OdpowiedzUsuńJak się zacznie czytać "Kwiaty.." to jestem pewna że się przeczyta cały cykl choćby z samej ciekwości. Poza tym autorka ma tak lekkie pióro że jak już się zacznie czytać to w kilka godzin ma się ogarniętą cała książkę. Jedyny minus to to, że w pewnym momencie przegina i wychodzą tak naciągane i nieprawdopodobne rzeczy że książkę możnaby zaliczyć do fantazy ;)
UsuńAle, jak przeglądałam Lubimy czytać to większośc opinii jest raczej pozytywna więc to może ze mną jest coś nie tak ;)