"Płatki na wietrze" - Virginia Cleo Andrews
"Dalszy ciąg „Kwiatów na poddaszu”, na który czekają czytelnicy! Książka wznowiona po 17 latach okupuje listy bestsellerów! Druga część niezwykłej historii rodzeństwa. Dzieci trafiają do domu doktora Sheffielda, który roztacza nad nimi opiekę. Straszne przejścia nie pozwalają im jednak powrócić do normalnego życia. Może im pomóc jedynie znienawidzona matka… Intrygujące połączenie powieści obyczajowej, psychologicznej, przygodowej i thrillera. Sugestywna rzecz o rodzinnej tajemnicy, trudnym wchodzeniu w dorosłość i poszukiwaniu miłości."
źródło: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/134408/platki-na-wietrze
OPINIA ZAWIERA SPOILERY
I znów to samo. Trzy dni wyjęte z życiorysu a w głowie tylko i wyłącznie książka i wrażenia z nią związane. Chociaż „Płatki na wietrze” nie wstrząsnęły mną tak bardzo jak „Kwiaty na poddaszu” to książkę i tak uważam za bardzo dobrą.
W tej części poznajemy losy rodzeństwa Dollanganger po ucieczce z poddasza. Widzimy jak dorastają, jak toczy się ich życie i przekonujemy się , że to co przeżyli w dzieciństwie na zawsze będzie miało wpływ na ich przyszłość.
Podoba misię jak autorka pokierowała losami swoich bohaterów. Zwłaszcza Chrisa, który bez względu na wszystko dążył do osiągnięcia swojego celu.
Podobało mi się wprowadzenie postaci doktora Paula Sheffielda. Gdyby nie on nie wiadomo co by się stało z rodzeństwem. Co prawda na początku ciężko mi było mu zaufać i bałam się , że wcześniej czy później skrzywdzi dzieci. Na szczęście moje podejrzenia okazały się bezpodstawne.
W książce widzimy jak ogromny wpływ na życie rodzeństwa miało to co przeżyli wprzeszłości. Zwłaszcza wyraźnie jest to widać w postępowaniu Cathy. Robiła wszystko, żeby móc żyć normalnie, żeby znaleźć kogoś kogo będzie kochała i komu będzie mogła zaufać. Jednak nie potrafiła odciąć się od przeszłości. Cały czas planowała zemstę na matce i babce.
W postaci Cathy jednak irytowało mnie to, jaka stała się otwarta w stosunku do mężczyzn. Nie podobało mi się gdy kokietowała i prowokowała Paula. Mężczyznę, który miał być dla niej jak ojciec i który był od niej starszy o 25 lat. Jeszcze bardziej nie przypadło mi do gustu jej postępowanie w stosunku do Barta (chociaż za nim samym też nieszczególnie przepadałam). Jej związku z Julianem też nie można nazwać normalnym. I nie mogłam uwierzyć, że dawała mu się tak traktować.
Bardzo szybko się zakochiwała, działała impulsywnie a później żałowała swojego postępowania. Gdy pogodziłam się z tym co Cathy czuje do Paula bardzo nie podobało mi się jak się nim bawiła mimo tego, że widziałajak on ją kocha. A przecież ona też darzyła go uczuciem.
Żałuję też że zrezygnowała i nie osiągnęła założonego celu,który był już tak blisko. Szkoda, że poddała się despotycznemu mężowi i nie została znaną na cały świat primabaleriną.
Nie mogę pogodzić się z tym co się z stało z Carry. Nikogo chyba tak bardzo nie skrzywdziła matka jaj jej. Biedne dziecko, które całe życie czuło się gorsze.Które było wyśmiewane, poniżane i czuło się inne od wszystkich. Dziewczyna potrzebowała miłości, akceptacji. A kiedy w końcu ją znalazła, na jej drodze znów pojawiła się matka i pośrednio spowodowała to że dziewczyna się otruła. Ogromniejest mi jej szkoda.
Po tej części już wiem że moją ulubioną postacią w książce jest Chris. Nie wiem co ten chłopak w sobie ma ale budzi we mnie ogromną sympatię. Podziwiam go również za to, że po tym wszystkim co zrobiła im matka potrafił zapomnieć. Lecz podejrzewam, że wybaczyć nie będzie w stanie nigdy. Cieszę się bardzo, że został lekarzem i spełnił swoje marzenie z dzieciństwa.
Największym piętnem związanym z wydarzeniami z przeszłości była zakazana miłość Cathy i Chrisa. Może to nie do końca normalne ale Chris był jedynym mężczyzną, z którym widziałam Cathy. Wiem, że to grzeszna i zakazana miłość ale nic na to nie poradzę, że gdzieś tam w środku kibicowałam im. Nie potrafię tego wyjaśnić. Chris czekał na nią przez te wszystkie lata. Wierzył w to że nie ma innej kobiety, którą mógłb ypokochać i mimo tego, że Cathy robiła wszystko, żeby odtrącić go od siebie nie poddał się. I po tylu latach osiągnął swój cel.
Nadal uważam, że za ten kazirodczy związek odpowiedzialna jest matka i babka Chrisa i Cathy. Gdyby nie zamknięcie na poddaszu wierzę, że nigdy by do tego nie doszło. I mimo tego, że cieszę się, że po tylu latach postanowili, żyć razem to jednak czuję pewne obrzydzenie na myśl o tym, że są rodzeństwem a będą żyli ze sobą jak mąż i żona.
Podobała mi się zemsta Cathy na matce! Podobało mi się w jaki sposób to rozegrała! Wejście na bal Bożonarodzeniowy i oświadczenie gościom czego dopuściła się Corrin dla pieniędzy było spektakularne. Ale to do czego przyznała się Corrin znów mną ogromnie wstrząsnęło. Zwłaszcza odkrycie Cathy, że ciało Corryego nigdy nie zostało pochowane lecz ukryte w najdalszym skrzydle posiadłości Foxworth Hall.
Wypominanie babci przez Cathy wszystkich krzywd jakie im wyrządziła też mi się podobało. Jedynie to uderzenie batem i polanie głowy woskiem uważałam za zbyteczne. Chociaż z drugiej strony ona katowała niczemu winne dzieci...
W „Płatkach nawietrze” nie ma tego napięcia, które było w „Kwiatach na poddaszu”. Nie czuje się aż takiej złości podczas czytania. Bardziej odczuwa się współczucie. Współczucie dla Cathy, Carry i Chrisa za to że muszą żyć z piętnem poddasza. Że nigdy się od tego nie uwolnią. Muszą żyć ze świadomością, że matka wolała pieniądze niż własne dzieci. Muszą żyć z myślą że matka przyczyniła się do śmierci dwójki ich rodzeństwa.
Mimo to, książka nadal jest wstrząsająca. Czyta się ją szybko i ciężko się od niej oderwać.
Mam nadzieję, że kolejna część „A jeśli ciernie..” będzie równie dobra. Ale o tym przekonam się dopiero we wrześniu kiedy książka ukaże się nakładem wydawnictwa Świat Książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz