sobota, 7 stycznia 2012

"Kuzynki" – Andrzej Pilipiuk












"Kuzynki" – Andrzej Pilipiuk

Do kości polska powieść fantastyczna
Tak rzadko znajduję książki, zwłaszcza z rodzimej fantastyki, które - choć w godzinę już zapomniane, w trakcie lektury i przez tę godzinę po - pozwalają znowu poczuć dziecięcą radość życia, życia jak wakacyjnej przygody, na którą wybieramy się z przyjaciółmi.
Jacek Dukaj
Takie rzeczy to tylko w Krakowie! Młodziutka agentka CBŚ, Katarzyna, jej nieśmiertelna kuzynka Stanisława i serbska księżniczka, uratowana przez polskich żołnierzy, nieumarła Monika Stiepankovic - na tropie alchemika Sędziwoja i legendy o potężnej mocy kamienia filozoficznego.
Oto opowieść, w której informatyka przenika się z alchemią, sztylet z bułatowej stali spoczywa obok nabitego pistoletu, a szabli używa się równie często i łatwo, jak laptopa.
Oto opowieść o przyjaźni, poświęceniu, magii i wspaniałym, królewskim mieście.
źródło: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/99670/kuzynki



"Kuzynki" Andrzeja Pilipuka to była moja pierwsza przygoda z polską fantastyką. Nie wiem do końca jak ją ocenić.
Książka opowiada historię trzech kobiet: Katarzyny, Stanisławy i Moniki. Dwie z nich są kuzynkami, dwie z nich żyją od kilkuset lat - jedna ponieważ jest wampirem a druga ponieważ ponad 400 lat temu Alchemik u którego pomagała, stworzył kamień filozoficzny. Po latach, Stanisława postanawia odnaleźć Alchemika Michała aby dostarczył jej kolejnej dawki kamienia aby mogła przeżyć kolejne stulecia. I to właściwie tak z grubsza wszystko.
Książka sama w sobie może nie jest zła ale coś bardzo denerwowało mnie w postaciach. Zwłaszcza Stanisława okropnie mnie irytowała. Nic jej się nie podobało, wiecznie coś krytykowała, kojarzyła mi się z taką stereotypową "Starą panną" i do tego ten chiński kok, który nie wiedzieć czemu wszyscy uważali za niezwykle dziwną fryzurę.
Katarzyna, dwudziestolatka pracująca jako specjalista informatyk w CBŚ. Mimo tego że straciła pracę nadal włamuje się do systemów Biura i nie ponosi za to żadnych konsekwencji a wprost przeciwnie, w pewnym momencie dostaje nawet pozwolenie na korzystanie z systemów.
No i na końcu Monika, szesnastoletnia księżniczka, przy której Chuck Norris i MacGyver to cienkie Bolki.
Nic mi tu nie pasowało, za bardzo to było naciągane. Ponadto gryzło mi się to poważne zachowanie bohaterek z ich młodym wyglądem. Pod koniec autor wciska w treść coraz więcej zapychaczy. Wplątywanie scen, które nic nie wnoszą do treści (no bo na co komu opis tego, że Monika poszła do swojego szałasu i wędziła szynkę?), opisy Krakowa (to akurat na plus bo wprowadza czytelnika w klimat ale służące za wypełniacz tekstu).
Za plus muszę przyznać to, że książkę się czyta niesamowicie szybko. Jak się zacznie to przepadamy. I nawet jeśli coś nas irytuje to i tak nie przestajemy czytać. Poza tym, nowe wydanie książki jest przepiękne! Fabryka Słów się postarała!  Twarda okładka z wypukłymi literami i zdobieniami, co kilkadziesiąt stron szkice przedstawiające toczącą się akcję, materiałowa zakładka wszyta do grzbietu. Pięknie!
Podsumowując, książka nie jest bardzo zła. Właściwie nawet przyjemnie mi się ją czytało ale na razie nie sięgnę po kolejne części trylogii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz