"Kuzynki" – Andrzej Pilipiuk
Do kości polska powieść fantastyczna
Tak rzadko znajduję książki, zwłaszcza z rodzimej fantastyki, które - choć w godzinę już zapomniane, w trakcie lektury i przez tę godzinę po - pozwalają znowu poczuć dziecięcą radość życia, życia jak wakacyjnej przygody, na którą wybieramy się z przyjaciółmi.
Jacek Dukaj
Takie rzeczy to tylko w Krakowie! Młodziutka agentka CBŚ, Katarzyna, jej nieśmiertelna kuzynka Stanisława i serbska księżniczka, uratowana przez polskich żołnierzy, nieumarła Monika Stiepankovic - na tropie alchemika Sędziwoja i legendy o potężnej mocy kamienia filozoficznego.
Oto opowieść, w której informatyka przenika się z alchemią, sztylet z bułatowej stali spoczywa obok nabitego pistoletu, a szabli używa się równie często i łatwo, jak laptopa.
Oto opowieść o przyjaźni, poświęceniu, magii i wspaniałym, królewskim mieście.
źródło: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/99670/kuzynki
"Kuzynki" Andrzeja
Pilipuka to była moja pierwsza przygoda z polską fantastyką. Nie wiem do końca
jak ją ocenić.
Książka opowiada historię trzech
kobiet: Katarzyny, Stanisławy i Moniki. Dwie z nich są kuzynkami, dwie z nich
żyją od kilkuset lat - jedna ponieważ jest wampirem a druga ponieważ ponad 400
lat temu Alchemik u którego pomagała, stworzył kamień filozoficzny. Po latach,
Stanisława postanawia odnaleźć Alchemika Michała aby dostarczył jej kolejnej
dawki kamienia aby mogła przeżyć kolejne stulecia. I to właściwie tak z grubsza
wszystko.
Książka sama w sobie może nie jest
zła ale coś bardzo denerwowało mnie w postaciach. Zwłaszcza Stanisława okropnie
mnie irytowała. Nic jej się nie podobało, wiecznie coś krytykowała, kojarzyła
mi się z taką stereotypową "Starą panną" i do tego ten chiński kok,
który nie wiedzieć czemu wszyscy uważali za niezwykle dziwną fryzurę.
Katarzyna, dwudziestolatka
pracująca jako specjalista informatyk w CBŚ. Mimo tego że straciła pracę nadal
włamuje się do systemów Biura i nie ponosi za to żadnych konsekwencji a wprost
przeciwnie, w pewnym momencie dostaje nawet pozwolenie na korzystanie z
systemów.
No i na końcu Monika,
szesnastoletnia księżniczka, przy której Chuck Norris i MacGyver to cienkie
Bolki.
Nic mi tu nie pasowało, za bardzo
to było naciągane. Ponadto gryzło mi się to poważne zachowanie bohaterek z ich
młodym wyglądem. Pod koniec autor wciska w treść coraz więcej zapychaczy.
Wplątywanie scen, które nic nie wnoszą do treści (no bo na co komu opis tego,
że Monika poszła do swojego szałasu i wędziła szynkę?), opisy Krakowa (to
akurat na plus bo wprowadza czytelnika w klimat ale służące za wypełniacz
tekstu).
Za plus muszę przyznać to, że
książkę się czyta niesamowicie szybko. Jak się zacznie to przepadamy. I nawet
jeśli coś nas irytuje to i tak nie przestajemy czytać. Poza tym, nowe wydanie
książki jest przepiękne! Fabryka Słów się postarała! Twarda okładka z wypukłymi literami i
zdobieniami, co kilkadziesiąt stron szkice przedstawiające toczącą się akcję,
materiałowa zakładka wszyta do grzbietu. Pięknie!
Podsumowując, książka nie jest
bardzo zła. Właściwie nawet przyjemnie mi się ją czytało ale na razie nie
sięgnę po kolejne części trylogii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz