"Służące" - Kathryn Stockett
Kathryn Stockett stworzyła trzy wspaniałe kobiece bohaterki. Odwaga i determinacja, z jaką podjęły się swojego zadania, zapoczątkowały nieodwracalną zmianę w ich własnym życiu oraz w życiu mieszkańców miasta.
Choć akcja książki toczy się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku na amerykańskim Południu, a temat segregacji rasowej wydaje się tu niezwykle istotny, jest to też zarazem ponadczasowa i uniwersalna opowieść o ograniczeniach, którym wszyscy podlegamy i które pragniemy znieść.
Książka budzi wiele emocji – od łez do śmiechu, a lekturze towarzyszy wyzwalające uczucie, że jeśli tylko odrzucimy strach, zmiana na lepsze zawsze okazuje się możliwa.
źródło: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/56437/sluzace
Czytałam tą książkę i wprost nie mogłam uwierzyć że takie
rzeczy działy się zaledwie 50 lat temu. Segregacja rasowa bardziej mi się
kojarzyła z powieściami z czasów wojny secesyjnej typu „Przeminęło z wiatrem” a
nie z powieściami w których akcja dzieje się w drugiej połowie XX wieku.
Książka jest niesłychanie ciekawa i wciągająca. Duży wpływ
ma na to narracja, która w książce rozkłada się na trzy osoby: służące Aibileen
i Minny oraz na panienkę Skeeter, która postanawia napisać książkę o pracy
kolorowej służby w domach białych państwa.
Wtedy zaczynamy poznawać wszystkie zasady jakie obowiązują
czarnoskórych ludzi. Co im wolno czego nie, jakie grożą kary za najdrobniejsze
przewinienia. Szczerze, byłam w wielkim szoku. Nie rozumiem dlaczego uważano że
są tak ogromne różnice miedzy ludźmi białymi a czarnymi. Biali uważali się za
jakiś nadludzi, uważali że maja prawo traktować czarnych jak chcą. Czasami
gorzej niż zwierzęta.
Czarni musieli korzystać z osobnej łazienki niż w ta z
której korzystali pracodawcy gdyż uważano że czarnoskórzy roznoszą zarazki i
choroby. Mieli oddzielne sklepy, szpitale, kina, szkoły, biblioteki. Zupełnie
jakby byli jakimś odmiennym gatunkiem. Za utrzymywanie prywatnych stosunków
białej osoby z czarną groziło więzienie, nie wspominając nawet o bezwzględnym
zakazie jakiegokolwiek związku uczuciowego miedzy ludźmi o różnych kolorach
skóry. Czarne służące wychowywały dzieci białym, często kochały je bardziej niż
ich własne matki a dzieci nie zwracały różnicy na to że ich niania jest innego
koloru. Jednak z czasem matki zaczynały tłumaczyć swoim dzieciom że ich
ukochana niania jest inna, że nie należy się do niej przytulać gdyż można się
czymś zarazić, trzeba tarkować ją z góry i w końcu z ukochanego dziecka
zmieniało się w wyniosłego panicza, który traktuje służbę tak jak wypada a nie
jak kogoś kto go wychował i kto go kochał.
Oczywiście byli pracodawcy który traktowali służbę lepiej
niż przeciętne państwo ale były to nieliczne przypadki i nigdy o tym nie mówili
głośno.
Czytając książkę
czułam politowanie dla panienki Hilly i Elizabeth. Młodych kobiet, które
głównie zajmują się tylko plotkowaniem, zastanawianiem się w co się ubrać i jaki „niezwykle ważny
temat” podjąć na kolejnym zebraniu Ligii. Jeśli natrafią gdzieś w gazecie czy w
telewizji, na tematy które są według nich niewygodne to po prostu o nich nie
rozmawiają i problem znika. U Elizabeth bardzo irytowało mnie to jak traktuje
swoją córeczkę. A Hilly to najbardziej żałosna, mściwa, zakłamana i wredna
kobieta jaką można sobie wyobrazić. Żadna inna postać w książce nie działała mi
tak na nerwy jak ona. Uważam, że w pełni zasługiwała na „Potworną Okropność”
jaka zafundowała jej Minny.
Lubię takie książki, książki po odłożeniu, których ciągle
się o nich myślę. Zastanawiałam się czy żyjąc w tamtych czasach byłabym
bardziej jak Skeeter czy jak Hilly? I
nie wiem. Wiem że dziś, byłoby mi na pewno dużo bliżej do Skeeter. Cieszę się
że żyję w czasach kiedy nie ma takiego rozróżnienia na ludzi białych i
czarnych. Kiedy wszystkich uważa się za równych sobie. I mam nadzieję ze czasy
segregacji rasowej już nie wrócą.
„Służące” są debiutem literackim Kathryn Stockett. Mam
nadzieję że autorka napisze więcej książek bo jestem bardzo ciekawa czy będą
równie dobre jak „Służące”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz