"Saga Zmierzch - Przed świtem część 2"
Szał na punkcie serii „Zmierzch” przeszłam w 2007 roku.
Jeszcze zanim nastąpił cały boom na książki i filmy. Teraz, kilka lat po
ukazaniu się ostatniej części książki, przyszedł czas na premierę ostatniej
ekranizacji. Biorąc pod uwagę, że byłam na wszystkich częściach filmu po prostu
nie mogłam nie zobaczyć „Przed świtem”. Mimo, że po poprzedniej części, która
kompletnie mi się nie podobała, szłam z mieszanymi uczuciami.
Akcja filmu zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w
którym zakończyła się akcja poprzedniej części. Bella staje się wampirem,
zaczyna zauważać zmiany jakie w niej zaszły, poznaje swoją córeczkę, jest
szczęśliwą żoną Edwarda i wszystko układa się dobrze. Do momentu gdy Vilturi
dowiadują się, że w Forks żyje nieśmiertelne dziecko a co zgodnie z wampirzym
prawem jest niedopuszczalne. Przybywają więc do Forks aby rozwiązać problem.
Mimo wcześniejszych obaw co do filmu zostałam mile
zaskoczona, ponieważ ekranizacja okazała się całkiem udana. Pomimo średniego
aktorstwa (nie wiem czy gorsza jest Kristen Stewart z jedną beznamiętną miną
czy Kristen Stewart próbująca okazać jakieś emocje) i momentami trochę
sztucznie wyglądającymi efektami specjalnymi wyszło naprawdę nieźle.
Podobało mi się to, że bardzo dokładnie zostały
przedstawione wydarzenia z książki. Spotykamy się ze wszystkimi dotychczasowymi
postaciami plus cała masą nowych wampirów, których czytając książkę nigdy nie
mogłam zapamiętać i nie orientowałam się kto jest kim. Piękne były ujęcia i
zbliżenia ukazujące to w jaki sposób po przemianie Bella postrzega świat. Od
razu na początku zachwyciła mnie czołówka filmu. I jak zawsze idealnie dobrana
muzyka. Uważam, że bardzo dobrą robotę zrobili ludzie od castingu wybierając
Mackenzie Foy na Renesmee. Dziewczynka nie dosyć, że prześliczna to potrafiła
zagrać swoją rolę i w dodatku miała w sobie coś takiego, że bez problemów
mogłam uwierzyć że jest córką Belli gdyż Mackenzie i Kristen mają w sobie coś
podobnego.
Ale głównym powodem dla którego oceniam film za udany jest
kilka ostatnich scen. Wiedziałam, że film ma mieć inne zakończenie niż książka
gdyż była to oficjalna informacja. Ale to co zrobili scenarzyści wbiło mnie w
fotel. A razem ze mną chyba wszystkich ludzi przebywających w kinie, którzy
przeczytali wcześniej książkę. Przestałam oddychać na dłuższy czas, siedziałam
z otwartą buzią, wielkimi oczami, zaciśniętymi pięściami a mój szok pogłębiał
się z każdą kolejną sekundą. Mimo tego, że dla każdej osoby, która czytała
książkę (chociaż myślę, że ci co jej nie czytali też mogli być zaskoczeni) było
ogromnym szokiem to co widza na ekranie myślę, że było to fajne posunięcie ze
strony scenarzystów. Ponieważ zaskoczyli widzów i bardzo urozmaicili scenę,
która w książce była raczej nudna.
Kolejną sceną, która mnie urzekła była scena końcowa. Była
dokładnie taka jaka powinna być scena kończąca serię o miłości, która poruszyła
miliony osób na całym świecie. Ciepła i pełna uczuć, przywołująca wspomnienia o
tym jak to wszystko się zaczęło.
Tak jak napisałam na początku, moje uwielbienie dla serii Stephenie
Meyer minęło już jakiś czas temu ale nie wybaczyłabym sobie gdybym nie obejrzała
ostatniej części filmu. I cieszę się, że się nie zawiodłam i moja przygoda ze
„Zmierzchem” kończy się w tak samo miły sposób w jaki się zaczęła.
czytam same pozytywne recenzje. ja byłam w piątek w dniu premiery - naprawdę kawał dobrej roboty :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Film wyszedł naprawdę fajny i cieszę się, że moje złe przeczucia się nie sprawdziły.
UsuńJa byłam na maratonie i nad ranem, chyba mój umysł odbierał mniej bodźców, bo z wrażeń,które pamiętam to film raczej przeciętny, poza tym po lekturze książki nie ma takiego zaskoczenia, choć nie powiem niektórzy nowi aktorzy dobrani genialnie
OdpowiedzUsuńGenialna recenzja...Bardzo mi się przydała do napisania podobnej recenzji o jakimś filmie. Masz naprawdę talent. Zazdroszczę Ci. Piszę podobny blog, ale mi coś nie idzie. Może mogłabyś mi podać jakiś kilka książek, które by uwiodły moich czytelników, a przy okazji i mnie ?! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Magda :)